• Prace moich uczniów

        •  

           

                     Mrs. Winter                                                                   Autorka: Kinga Andrzejczyk

                     Na planecie zwanej Dove , a raczej w jej pobliżu, na pewnej stacji kosmicznej mieszkała wdowa z dwiema córkami. Jedna była ładna i pracowita, a druga brzydka i leniwa . Matka kochała brzydką i leniwą, bo była to jej rodzona córka. A wspomniałam jak miały na imię? Raczej nie , więc ładna i pracowita miała na imię Esme, a brzydka i leniwa Scarlet. Ich matka zwała się Valiolet . Esme musiała najciężej pracować (gdyż była adoptowana) i pełniła rolę "domowego Kopciuszka". Biedna dziewczyna musiała czyścić miotacze protonowe matki i siostry, aż jej krew ciekła z palców (robiła to nad jednym z księżyców Dove). Ale pewnego dnia jeden z ulubionych miotaczy matki wpadł do najgłębszego krateru księżyca. Pobiegła więc z płaczem do macochy i powiedziała, co się stało. Ale zła macocha rzekła bez litości:

          -Skoro wrzuciłaś mój miotacz do krateru, to musisz go teraz przynieść!

          Poleciała więc Esme na księżyc do krateru, nie wiedząc co dalej robić. W obawie przed gniewem macochy wskoczyła do jego wnętrza, żeby odzyskać miotacz protonowy . Gdy spadała w dół, uderzyła głową o kamień i zemdlała. Kiedy się obudziła, była na planecie w nieznanej nikomu galaktyce, a obok niej leżał miotacz protonowy. Pomyślała: "Teraz już mogę wrócić do domu", ale nagle zdała sobie sprawę, że nie ma pojęcia jak to zrobić. Siedziała tak i myślała, aż      w końcu zagadnęła do niej kosmitka:

          -Dlaczego się smucisz Esme?

          -Skąd znasz moje imię? - zapytała zdziwiona dziewczyna.

          -Ponieważ ja ci je nadałam, bo jestem twoją biologiczną matką. Nazywam się Mrs.Winter. Jeśli chcesz, możesz zostać ze mną, ale musisz najpierw wykonać starannie prace, które ci zadam. Uważaj tylko ścieląc moje łóżko, bo gdy pierze leci z pościeli, na Dove pada śnieg - tłumaczyła.

          Ponieważ mówiła łagodnie, a Esme poczuła bijącą od niej dobroć, postanowiła przyjąć propozycję. Wykonywała starannie wszystko co Mrs.Winter jej kazała: sprzątała, gotowała, trzepała dokładnie pościel itp. W zamian za to jej życie stało się usłane różami, nie usłyszała na swój temat złego słowa i codziennie dostawała pyszne rzeczy. Nigdy wcześniej nie czuła się taka szczęśliwa. Po pewnym czasie stała się jednak przygnębiona . Na początku nie wiedziała dlaczego, w końcu zrozumiała, że (choć trudno w to uwierzyć ) tęskni za Scarlet i macochą. W końcu odważyła sie porozmawiać z Mrs.Winter:

          -Jest mi z Tobą tutaj naprawdę wspaniale, nigdy dotąd nie czułam się tak rozpieszczana, jednak tęsknie za swoją rodzinną stacją kosmiczną i bardzo chciałabym wrócić do dawnego życia - powiedziała Esme.

          - Cieszę się, że zdecydowałaś się wyjawić mi to, co czujesz - odrzekła Mrs.Winter - rozumiem, że tęsknisz za rodziną. Służyłaś mi pilnie i chociaż jesteś moją córką, sama cię odprowadzę - powiedziała.

          I zaprowadziła dziewczynę do portalu. Kiedy do niego podeszły spadł na Esme złoty deszcz i przylgnął do niej tak, że cała pokryła się złotem .

          - Oto nagroda za twoją pilności Esme - powiedziała Mrs.Winter i oddała jej miotacz protonowy, który spadł do krateru. Potem portal zamknął się, a dziewczyna znalazła się na księżycu w pobliżu stacji kosmicznej. A gdy wchodziła na podwórze, kosmokogut zapiał:

          -Kukuryku! Nasza złota Esme znów tu jest!

          Weszła do stacji kosmicznej , a ponieważ była pokryta złotem, macocha i siostra przyjęły ją po królewsku. Esme opowiedziała im, co się stało. Kiedy Valiolet wysłuchała opowieści, postanowiła posłać Scarlet do Mrs.Winter by i ona otrzymała "złotą nagrodę". Kazała jej zrobić dokładnie to, co Esme. I tak uczyniła. Niestety, gdy Scarlet znalazła się już u Mrs.Winter, nie miała ochoty wstawać rano i wykonywać przydzielonych jej prac. Szybko więc Mrs.Winter wymówiła jej prace i poprowadziła ją pod portal . Scarlet  pomyślała: "Teraz wreszcie i na mnie spadnie złoty deszcz". Ale zamiast złota spadła na nią smoła.

          - Oto nagroda za twe lenistwo - rzekła Mrs.Winter i zamknęła portal . Wróciła więc Scarlet do domu. Gdy ją kosmokogut zobaczył, mało ze śmiechu nie pękł:

          -Kukuryku! Ha ha ha, oto nasza Smołarlet wróciła- śmiał się w głos.

          Smoła tak się do leniwej dziewczyny przylepiła, że przez całe życie z trudem ją zmywała.

           

                                                              Czerwony Kapturek                                 autor: Szymon Klimczak

                         Pewnego dnia Czerwony Kapturek otrzymał od mamy zadanie, aby dostarczyć babci leki i jedzenie. Mieszka ona w innej galaktyce. Trzeba było pokonać trasę, liczącą 600 lat świetlnych.                                                                                                               

                          Dziewczynka wsiadła w swój pojazd o napędzie nadświetlnym, zamknęła koszyczek termiczny i ruszyła w drogę. Droga trwała pół godziny. Czerwony Kapturek doznawał sporych przeciążeń, ale był do tego przyzwyczajony. Już myślała o dzikości tej galaktyki, gdy… BUUUM!

                          Statek kosmiczny uderzył z ogromną siłą w planetę babci, nie wiedziała jednak, gdzie jest, bo znała tylko okolice jej domu. Czerwony kapturek wysiadł i swym profesjonalnym okiem zerknął na pojazd. Stwierdził, że nic poważnego się nie stało. Trzeba tylko wymienić moduł hipernapędu.  

                          Babcia jest królową swej planety, Feinheam, wiec najprawdopodobniej już wiedziała, że dziewczynka przybyła. Czerwony Kapturek nie miał jednak przy sobie  modułu. Wyjął ze swojego statku kosmicznego hydrorolkę z napędem na parę wodną. Prędkość ograniczała się jednak zaledwie  do 180 km/h. Ujechała kilkanaście kilometrów i natknęła się na wilka. Zatrzymała się i zapytała, gdzie się znajduje. Wilk jednak odpowiedział ochrypłym głosem pytaniem na pytanie:

          - A gdzie się wybierasz?

          - Do babci, która jest władcą – odparła, trzymając rękę na broni laserowej.

          - Ech, twoja babcia jest na wakacjach 6 kilometrów na północ – powiedział wilk. – ujrzysz tam drewniany domek.

          - A więc jadę – odrzekła – dziękuję za pomoc.

                      Czerwony Kapturek po krótkim czasie dotarł do drewnianego domku. Wszedł do środka  i… został napadnięty przez wilka! Bum! Trach! Zwierzę już leżało spętane sznurem laserowym.

                      Nagle rozległ się huk i wpadły roboty na czele z babcią. Wilka uśpiono i wpakowano do pojazdu pancernego. Babcia wyjaśniła, że jej wnuczka miała szczęście, bo wczoraj granice radarów zostały poszerzone do drewnianego domku. Okazało się, że wilk to znany przestępca, który sprytnie oszukał Kapturka. Dziewczynka została kilka dni u babci. Za schwytanie wilka otrzymała medal i moduł hipernapędu.

                           Czerwony Kapturek wrócił spokojnie do domu bogatszy o nowe doświadczenia i medal. Dziewczynka nauczyła się, że nie wolno być naiwnym i wierzyć obcym oraz, że nauka samoobrony  jest przydatna.

          Bajka o Czerwonym Kapyurku wersja w przekładzie Damiana

           

                  Dawno, dawno temu za górami, za lasami, … Zaraz !Stop! wcale nie dawno lecz , w przyszłości .

          -Podaj do mnie ! podaj do mnie! – wołała dziewczynka .

          -Trzymaj Aniu – odezwał się chłopięcy głos . Był to Edek ,kolega Ani.

              Dziewczynka otrzymała piłkę i rzuciła ją w okrąg .

          -Gooooolll!!! -krzyczała chórem cała sala , drużyna i trener, wszyscy wiwatowali
          i klaskali na cześć Ani. Na wielkiej tablicy wyświetlał się wynik 10:6. Chwilę później Ania biegła do domu, do mamy. Zapomniała o odwiedzinach u babci.
          – Córeczko -  zawołała mama

          – Już  się bałam , że się spóźnisz. Wiesz, dobrze, że babcia bardzo się o ciebie martwi
           i mogłaby się przestraszyć , jeślibyś się spóźniła.

          - Dobrze mamo. Idziemy?

          - Ja nie mogę .Pan Kowalik kazał mi naprawić jeszcze parę mechatronicznych maszyn .

          -Czyli znów pójdę sama? , ale mamo słyszałam, że w lesie jest cyberwilk.

          -To tylko bajka , by straszyć małe dzieci .

              Po chwili podała córce koszyk , ciepły , czerwony, robiony na drutach sweter
          i wyprawiła ją w drogę .

          - Cześć mamo –powiedziała Ania

          - Pa córeczko!

              Po chwili dziewczynka biegła ścieżką , słuchając MP8. Nagle coś poruszyło się
          w krzakach . Każdy ostrożny wędrowiec by to zauważył , lecz Ania zasłuchana
          w muzyce nic nie spostrzegła. Nagle z krzaków wyłonił się … staruszek!

          - Czy wiesz którędy dojdę do miasta? - zapytał mężczyzna. Dziewczynka zdjęła słuchawki i odpowiedziała:

          - To niedaleko proszę pana.

          - Czy ty też tam idziesz?  - zadał pytanie starzec.

          -  Nie, ja idę do babci! To też niedaleko stąd.

              Starzec usłyszał najwyraźniej co chciał, więc gdy Ania odwróciła się by pokazać drogę  do miasta i do babci, jego już nie było. Pozostał tylko bukiet kwiatów
          w podziękowaniu. Dziewczynka wzięła kwiaty, założyła słuchawki i ruszyła dalej teraz już trochę mniej radosnym krokiem, lecz nadal uśmiechnięta. Doszła do rozstaju dróg,
          zatrzymała się by trochę pomyśleć. Nagle z jej lewej strony wybiegł myśliwy i powiedział: - Musimy szybko… ostrzec wszystkich … w pobliżu … lasu – ciężko wysapał mężczyzna.

          - Sebastianie! Co się stało? – apytała dziewczynka.

              Myśliwy opowiedział jej, że spotkał złego wilka i , że jakoś udało mu się ujść
          z życiem.

          - Musisz szybko pobiec ostrzec „miasto”.

          - Dobrze, ale kto ostrzeże moją babcię.

          - Ja tam pobiegnę - dumą powiedział myśliwy Sebastian.

              Gdy Ania była w połowie drogi, coś jej się przypomniało…

          - Zaraz, zaraz, zaraz, przecież myśliwy nie znał drogi do domu babci.

              Ile sił  w nogach Ania pobiegła do babci. Wbiegła do domu, z hukiem otworzyła drzwi i zobaczyła to, czego się obawiała… Babcia z mieczem świetlnym w dłoni naskoczyła na myśliwego, który przemienił się w cyberwilka. Już po chwili staruszka  rozbroiła, pokonała i wyłączyła wroga. Okazało się, że wilk mógł się zmieniać w inne postacie … to znaczy , że ten mężczyzna i myśliwy to był wilk !

          - Babciu to ja cię naraziłam na niebezpieczeństwo.

          -Spokojnie wnusiu najważniejsze , że wszyscy są cali i że nie zgubiłaś koszyka
          z przysmakami… Nagle do domu wbiegł prawdziwy myśliwy i zaskoczony obrazem jaki zastał, zapytał:

          - Co się stało!?

              A babcia na to jak zwykle spokojnym i opanowanym tonem :

          -Może kiedy indziej ci opowiem (jeśli nie zapomnę ) , a teraz kto ma ochotę na podwieczorek…

              W domu babci długo świętowano zwycięstwo i jeszcze przez miliony lat świetlnych będą dochodziły odgłosy radości spowodowane rozbrojeniem wroga. Cyberwilk na długo został wyłączony i nie będzie w stanie zagrozić nikomu.

           

                   Postacie zaczerpnięto z galaktyki Mroczna Chmura położonej milion lat świetlnych. Pan Kowalik to wytwór wyobraźni autora. Jeśli chcesz poznać dalsze losy wilka i innych bohaterów zapraszam do :

          # zakupu mojej książki pt. ,,Czerwony kapturek i podróże kosmiczne”

          # wejścia na moją stronę www.Damian.czerwony.kapturek .com

          # spotkania z autorem w galaktyce Empik.

           

           

           Moje pierwsze zauroczenie

                                  Wkroczyłam powolnym krokiem za bramę. Nie byłam zadowolona z tego, iż musiałam tu przyjść. Niestety, koleżanki tak bardzo mnie prosiły, że nie mogłam się z tego wymigać. Nawet wymówka o bólu brzuchu nie pomogła.
                            Poszłyśmy po watę cukrową. Wiola jak zwykle wybrała niebieską , a Ola różową. Nie mogłam uwierzyć, że właśnie one są moimi przyjaciółkami. Jedna o blond farbowanych włosach, druga szatynka z włosami długimi do pasa. 
          -No więc, chcecie iść pod scenę ? - spytała Ola 
          -Jest tam ogromny tłum... Po za tym od tej muzyki żołądek chce mi wypłynąć - odpowiedziała Wiola.
          -A ty Agata ? Chcesz posłuchać czegoś ? -kontynuowała Aleksandra, wyrywając ostatni kawałek waty z patyka.
          -Mnie to obojętnie. Zdaje się na was. 
                          Po długich negocjacjach postanowiłyśmy wejść na karuzelę . Stałyśmy, czekając na swoją kolejkę z biletami w ręku. Wiedziałam, co mnie czeka. Wiolka i Ola bardzo mnie błagały, żeby mogły usiąść razem, a ja miałam siedzieć za nimi - SAMA ! 
          Karuzela zaczęła zwalniać. Podekscytowane dziewczyny, gdy tylko przystanęła, zajęły najlepsze miejsce, a ja tuż obok z tyłu. Nogi mi zdrętwiały, a ręce się trzęsły. Z przodu było słychać tylko śmiechy koleżanek.
          -Wszystko ok ? - odwróciła się jedna.
                          Odpowiedziałam ruchem głowy. W pewnym momencie, poczułam że ktoś usiadł obok mnie. Przekręciłam się i ujrzałam niebieskookiego szatyna. Miał może czternaście lat.
          -Nie przeszkadza Ci, że usiadłem koło Ciebie ? 
                          Nie mogłam wydusić z siebie słowa. Patrzyłam się na niego bystrym wzrokiem. Dopiero później zrozumiałam, że mam otwarte usta. 
          -N...Niee - ocknęłam się odwracając. 
                          Czułam, jak obdarza mnie swoim spojrzeniem.
          -Co za wstyd - pomyślałam.
                         Karuzela ruszyła i powoli przyśpieszała. Czułam wiatr w moich gęstych włosach. Kręciła się coraz szybciej i szybciej. Moje przyjaciółki złapały się za ręce i głośno krzyczały. Kiedy spadaliśmy w dół, także zaczęłam wydawać z siebie głośne dźwięki. Położyłam rękę na zabezpieczeniu przed wypadnięciem i zamknęłam oczy. W pewnym momencie poczułam na mej dłoni, inną dłoń. Myślałam, że to ręka Boga, która pomaga mi wstać i odejść z tego świata, ale doszłam do wniosku, że to niemożliwe.
          Zdenerwowana zabrałam swoją dłoń i schowałam pod kurtkę. Wszystko wkoło wirowało. Byłam tylko ja, ławka i ten dziwnie - tajemniczy chłopak. Zaczęłam się modlić w myślach, aby to wszystko się skończyło. Prośby me zostały wysłuchane i zaraz wszystko dobiegło końca. Otwierając oczy zobaczyłam, że karuzela stanęła w miejscu. Szybko wstałam i zeszłam z tego koszmarnego urządzenia. 
          -Boże, Agata. Wszystko dobrze ? Wyglądasz strasznie ! Jesteś cała blada. Wiola, wyjmij szybko butelkę z sokiem.
          Poczułam się lepiej. Lemoniada cytrynowa zregenerowała moją energię. 
          -Kim był ten koleś z którym siedziałaś ? A tak między nami, to niezły jest -  negocjowała ciekawska blondyna.
          -Daj jej spokój ! Nie widzisz w jakim jest stanie !?
          Spojrzałam przed siebie i zauważyłam tego kogoś ? Właśnie, kogo? Nie znałam jego imienia, był bardzo przystojny, wysportowany, a ja zachowywałam się jak wariatka ? 
          -Jesteś głupia - podpowiedziała mi moja podświadomość.
          Wróciłam do świata żywych i spojrzałam na dwie osoby, które kocham. Ola zdenerwowana i żałująca, że posadziła mnie samą, a Wiola zauroczona nieziemską urodą chłopaka.
          -Hej ! Skończcie już ! Nic mi nie jest - czułam się jak w piekle.
          Mijały dni, a ja myślałam tylko o nim. Kim był ten nieznajomy ktoś ? Na lekcjach byłam nieobecna duchowo, straciłam chęć do wszystkich czynności. Pewnego dnia wychodząc ze szkoły ujrzałam go w szatni. Ale jakim cudem ? Przecież nie chodził do tej samej placówki co ja ! Stał oparty o ścianę, trzymając worek w ręku. Weszłam szybko po moje rzeczy, próbując umknąć jak cień.
          Jak na złość upadł mi telefon trzymany w ręku. Rozsypał się na małe kawałeczki - bateria , karta pamięci , futerał.
          -O nie ! To nie może się dziać naprawdę ! -  pomyślałam zdesperowana. 
          Nagle, ktoś przyklęknął obok i pomógł mi pozbierać rozsypane części. Podnosząc głowę do góry, zobaczyłam jego twarz. 
          Byłam strasznie zaskoczona i przestraszona. W głębi duszy tak bardzo pragnęłam, jak bałam się, że go kiedyś jeszcze spotkam. Niestety, moje obawy się sprawdziły. 
          -Proszę - powiedział z uśmiechem na twarzy, podając mi zebrane przedmioty. 
          -Dziękuję - wzięłam co moje i porwałam się na nogi. Szybko odwróciłam się na pięcie i wyszłam. 
          Opuszczając moje miejsce nauki, znów go zauważyłam. Stał koło schodów, najwyraźniej czekając na kogoś. 
          -Hej ! Wiem, że się wcześniej nie przedstawiłem - jestem Igor. 
          -Tak ? To super - kontynuowałam niechętnie idąc dalej.
          -Piotrek, poczekaj tutaj ! - powiedział do kogoś i podbiegł do mnie. 
          -Wiem, że nie zachowałem się najlepiej, ale proszę, wysłuchaj mnie.
          -No więc, słucham ! - zatrzymałam się, nie wiedząc, co robię.
          -Zachowałem się nie najlepiej, kiedy Cię spotkałem. Byłem zdenerwowany i ... i oczarowany.
          -Ale .......
          -Nie przerywaj mi ! Myślałem o tobie przez te wszystkie dni i chcę być twoim przyjacielem!
          Poprawiłam włosy, zakładając kosmyk za ucho.
          -Wiem, że nie zasłużyłem jeszcze ani na twoje zaufanie , ani na przyjaźń ale daj mi szansę.
          Nie wiedziałam co powiedzieć. Byłam oczarowana i zdziwiona. 
          -Więc przyjaciele ? - wystawił swoją prawą dłoń w moim kierunku.
          -Przyjaciele - zdecydowałam po chwili.
                                Mijały miesiące, nasza przyjaźń przerodziła się w miłość. Spotykaliśmy się każdego dnia po szkole i spędzaliśmy ze sobą czas. Niestety, Igor musiał wkrótce przenieść się do odległego  o trzysta kilometrów miasta, co doprowadziło do naszej rozłąki. Zostały tylko nasze inicjały wyryte na drzewie. Tę historię będę pamiętała do końca mojego życia. Opowiem ją moim dzieciom i wnukom.
           
          Agata K. 


          WYWIAD Z DUCHEM SZKOŁY

          Dziś przeprowadzę wywiad z Duchem Szkoły, który pojawia się ciemną nocą.
          Rozmowa odbyła się 12 stycznia.
          - Witam Cię. Mam nadzieję , że podoba Ci się w naszej szkole za dnia .
          - Nie tak to sobie wyobrażałam , ale najgorzej nie jest . Trochę słońce świeci mi po oczach .
          - Honoria Fell ? Tak ?Powiedz proszę , co sprawiło że zaczęłaś straszyć w Szkole Podstawowej nr 2 ?
          - Kiedyś tu mieszkałam . Było to w 1589r. , kiedy przybyłam ze średniowiecznego Krakowa.
          - Czemu przeniosłaś się aż tu - do Żychlina oddalonego o prawie 400 km. Tym bardziej, że wiemy, iż podróże w tamtych czasach były długie i męczące.
          - Powiedzmy , że przybyłam tu w poszukiwaniu męża.
          - Przyjechałś w 1589 r. z drugiej stolicy Polski . Gdy dotarłaś , znalazłaś co chciałaś?
          - Mój los był bardzo krwawy. Minęły dwa lata od przybycia, a ja nadal byłam sama. Już miałam wracać gdy pojawił się hrabia Niklaus Mikaelson.
          Zakochaliśmy się w sobie od pierwszego wejrzenia. Tydzień później wydaliśmy huczne wesele.
          - Domyślam się , że wyglądałaś cudownie .
          - O tak !
          - Kontynuuj proszę.
          - Byliśmy szczęśliwym małżeństwem, no i oczywiście mieszkaliśmy tu, gdzie w chwili obecnej jest wasza szkoła. Stał tu wówczas piękny dworek z dużym ogrodem.
          - Przepraszam, że przerywam, ale czy zostały po nim jakieś pozostałości ?
          - Tak , oczywiście. Ale najpierw dokończę. Pewnej nocy obudziłam się i poczułam zapach dymu. Otwierając oczy ujrzałam płomienie, które zdążyły się wedrzeć do mojej komnaty. Zaczęłam głośno krzyczeć . Niestety wszyscy już nie żyli, prócz Nikalusa który wówczas przebywał w Gnieźnie. Tej nocy umarłam. Spłonęłam razem z domem i służbą. Gdy mój ukochany dowiedział się o tym, odebrał sobie życie, lecz niestety nie trafił do mnie,
          - To bardzo romantyczne , w stylu Romea i Julii.
          - Teraz nie mogę zaznać spokoju, ponieważ jako duch nie potrafię odnaleźć mego ukochanego i naszyjnika od niego.
          - Wow , jestem pewna, że wszyscy, którzy przeczytają ten wywiad, pomogą Ci odnaleźć błyskotkę.
          - Dziękuję Ci bardzo, za małą lekcję historii i miłą rozmowę. Życzę Ci zaznania spokoju !
           
          Autorka - Agata K. - klasa VI a

           

          Ja - Dzień dobry.
          Duch - Witaj.
          J - A więc,  przejdźmy od razu do tematu. 
          D- Pytaj, o co chcesz . 
          J - Kim pan jest ?
          D- Jestem staruszkiem z niespełnionymi marzeniami . 
          J- Czemu pańskie marzenia się nie spełniły ?

          D- No cóż, to trochę przykra historia . Postaram się ją opowiedzieć jak najkrócej się da, żeby nie zająć ci dużo czasu.
          J- Dobrze. Słucham. 
          D-Może nie każdy by na to wpadł, ale kiedyś uczyłem się w tej szkole . MIałem dobre oceny. W szczególności z muzyki. Sądze, że to nie było dziwne, ponieważ to mój ulubiony przedmiot . Chciałem zostać kompozytorem.   To było moje marzenie . Niestety, nie spełniło się . Któregoś dnia na muzyce źle się poczułem . Poszedłem więc do łazienki, aby zadzwonić do mamy, poprosić,  żeby przyjechała po mnie . Lecz wyszło na to, że w końcu nie musiała . Po rozmowie z mamą usłyszałem dzwonek . Lecz nie oznajmiał on, że zaczęła się przerwa. Mówił,  że w szkole zaczęło sie palić, a uczniowie muszą się ewakuować . Niestety, drzwi od łazienki zatrzasnęły się, a  nauczycielka zapomniała o mnie. Myśl o uwięzionym uczniu przyszła jej do głowy podczas liczenia reszty dzieci  po ewakuacji . Było już za późno ...
          J- Oj, jak mi przykro . To wyjaśnia, czemu pan straszy akurat w mojej szkole. 

          D- Właśnie. Chcę po prostu zemścić sie za to, że o mnie zapomniano!
          J- Dobrze, nie będę już pana męczyła pytaniami. Dziękuję za wywiad. Do widzenia . 
          D- Nie ma za co . Do widzenia.

           

          Autorka Wiktoria Ż. klasa VI a


          MOJA WIZYTA NA OLIMPIE

                                                                                   

                  Pewnego dnia wybraliśmy się z grupą przyjaciół do Zakopanego. Naszą miłością i pasją są polskie góry. Kiedy tylko jest taka możliwość, wyruszamy w Tatry. Szybko zostawiliśmy nasze bagaże w schronisku i nie patrząc na zmęczenie postanowiliśmy pozjeżdżać na nartach.

                  Widoki z wyciągu krzesełkowego zapierały dech w piersiach. Cała kraina pokryta była śnieżną kołdrą. Śnieg mienił się w promieniach słońca. Wydawało nam się , że to kawałki szkła z rozbitego lustra. Gdzieniegdzie widać było zielone czubki choinek, którym delikatny wiatr zdmuchiwał śnieg z gałęzi. Z góry świat wygląda zupełnie inaczej. Człowiek czuje się jak ptak, wolny i niezależny od innych.

               Jednak nasz zachwyt nie trwał długo. W pewnym momencie coś zaczęło dziać się z wyciągiem. Zaczął się zacinać, aż w końcu coś szarpnęło i stanął w miejscu. Wisząc kilkanaście metrów nad ziemią już nie czułem się jak „wolny ptak”. Byłem nie na żarty przerażony i pewny, że zaraz runę z przyjaciółmi w przepaść.

               Nagle spojrzałem w niebo i zobaczyłem jakąś postać. Przetarłem oczy ze zdziwienia.Co u licha? Kto to jest? Kosmita? Chyba zwariowałem! Jednak mężczyzna zbliżył się do mnie i wyciągnął rękę. Podałem mu swoją i już leciałem razem z nim w przestrzeń. Choć było naprawdę zimno, mój „lotnik” ubrany był w białą szatę, a w dłoni trzymał coś na kształt błyskawicy. Był dość wysoki i dobrze zbudowany. Miał półdługie, kręcone włosy,  a na twarzy bujny zarost.

               Po chwili chmury rozstąpiły się, a ja stanąłem na pozłacanym chodniku. Byłem tak oszołomiony, że przecierałem oczy ze zdumienia. Przede mną stał ogromny pałac, cały pokryty złotem i diamentami. Weszliśmy do środka. Było tam gwarno i wesoło. Wkoło dobiegała muzyka i śpiewy kobiet. Kiedy mnie zobaczyły, podbiegły i założyły wieniecz kolorowych, obłędnie pachnących kwiatów. Zapytałem ich kim są i kim jest ten mężczyzna. Okazało się, że są nimfami, a ten człowiek to Zeus. Jest on bogiem wszystkich bogów i całego świata. Nagle podeszła do mnie kobieta. Była wysoka, miała długie, blond włosy i pióro pawie w ręku. Podobnie jak Zeusa okrywała ją szata, na której ktoś wyszył piękne wzory. To była Hera, jego żona. Klasnęła w ręce i zrobiło się cicho. Powitała mnie bardzo serdecznie i zaprosiła do zwiedzania Olimpu i jego mieszkańców.

               W tym wspaniałym zamku beztroskie życie wiedli Demeter, Atena i Apollo. Byli również inni, ale z nimi gawędziło mi się najprzyjemniej. Najbardziej rozbawił mnie Apollo, który mówiąc – śpiewał. Pozwolili obejrzeć mi swoje komnaty, w których ściany pokryte były drogocennymi kamieniami, a na podłodze leżały ręcznie robione dywany. Wszystko było oświetlone tysiącem niegasnących świec. Korytarze pałacu ozdobione były obrazami, na których namalowany był Zeus i jego rodzina. Inne dzieła opowiadały różne historie z życia bogów, ich codzienność i radości.

               Po zwiedzaniu nadeszła pora na posiłek. Ogromny stół pokryty był śnieżnobiałym obrusem, na którym leżały talerze, miseczki i kielichy. Wokół poustawiane były drewniane, pokryte atłasem krzesła. Stół uginał się pod ciężarem wszelakiego jedzenia, owoców i napojów. Szczególnie jeden przypadł mi do gustu. To była ambrozja – nektar bogów. Jej smak, zapach przypadł mi do gustu. Chciało się ją pić i pić , tak bez końca. Szkoda tylko, że jej nadmiar spowodował u mnie lekkie zawroty głowy i chętkę na krótką drzemkę.

                Nagle poczułem silne szarpnięcie. Chyba ktoś próbował wyrwać mi rękę. Zaczęły docierać do mnie jakieś krzyki i głosy. Nie wiedziałem co się dzieje. „Adam, Adam” to imię słyszałem coraz głośniej i głośniej. Otworzyłem oczy. O Boże! To moi przyjaciele. Ale gdzie Zeus, pałac no i ambrozja? O co chodzi? Moje pytania zostały bez odpowiedzi, tylko koledzy mieli bardzo zdziwione miny. Dopiero po chwili dotarło do mnie co się tak naprawdę stało. Kiedy wyciąg zatrzymał się zacząłem blednąć i zemdlałem. Na szczęście była to chwilowa awaria i kolejka ruszyła. Na miejscu ratownicy zaczęli mnie cucić.

              A ja byłem pewny, że odwiedziłem Olimp. Wszystko było takie prawdziwe, że nawet dzisiaj kiedy zamknę oczy, czuję smak ambrozji.

          AUTOR: Adam B. Klasa Va


           


                                      

          List z zaproszeniem do odwiedzenia regionu/miasta

           

          Żychlin,10 kwietnia 2013 r.



          Droga Marysiu !


                      Napisałaś do mnie , żę w tym roku nigdzie nie wyjeżdżasz na wakacje . Może zatem odwiedzisz mnie w Żychlinie ? Rozmawiałam o tym z rodzicami, zapraszają Cię serdecznie. Bez żadnego problemu zmieścimy się w moim pokoju. Zobaczysz, będzie naprawdę fajnie.

                       Wprawdzie Żychlin to małe miasto, ale ma naprawdę niezwykłe miejsca. Samo miasto jest latem zielone. Muszę pokazać Ci Bibliotekę Miejską , z której chętnie korzystają dzieci i dorośli. Otacza ją park, w którym ludzie czytają wypożyczone książki.
                     Przede wszystkim chcę Ci jedanak pokazać nową fontannę, która znajduje się przed kościołem. Mieszkańcy Żychlina chętnie spędzają przy niej czas w upalne dni. Pójdziemy do miejsca, gdzie odbywają sie różne występy, wystawy zdjęć, kocerty, czyli do Domu Kultury. Ostatnio maja siostra Weronika zajęła I miejsce w konkursie fotograficznym pt.: "Życie jest piękne".   Gdyby nawet padał deszcz, też nie będziemy się nudzić. Poznam Cię z moimi koleżankami i kolegami z Żychlina i okolic. Będzimy dużo rozmawiać. Przecież nie widziałyśmy się tak długo.

                       Czekam na Ciebie i w ogóle nie przyjmuje do wiadomości odpowiedzi, że nie możesz przyjechać. Koniecznie napisz , kiedy będziesz.
          Pozdrawiam i czekam.


          Wiktoria

          autorka - Wiktoria Ż. klasa Va


           

            Żychlin, 10.04.2013r.

           

                                                                                  Cześć  Hubercie !

           

                             Od ostatnich kolonii minął rok, cieszę się, że nasza znajomość trwa dalej . Postanowiłem napisać do Ciebie kilka słów i zaprosić Cię do siebie na wakacje . Będzie to czas przyjemnych zabaw, połączony ze zwiedzaniem ciekawych miejsc regionu,  w którym mieszkam .

                            Zaproszę Cię do Łowicza, zwiedzimy tam skansen, Bazylikę Katedralną, Muzeum Miasta Łowicz. Pokażę Ci również tablicę upamiętniającą kilkunastogodzinny pobyt w tym mieście Napoleona Bonaparte . W drodze do tej miejscowości obejrzymy pierwszy w Europie most spawany .                 Ciekawym miejscem jest również Oporów . Znajduje się tam zamek gotycki z połowy XV w.  i kościół,  którym opiekują się paulini .                                                            Zaproszę Cię również do Płocka. Zwiedzimy bazylikę, ogród zoologiczny, zamek książęcy . ,,Skoczymy’’ także do kina lub teatru .                Oczywiście oprowadzę Cię po moim mieście, które jest wprawdzie niewielkie, ale ciekawe pod względem zabytków .

                        Mam nadzieję,  że przyjmiesz moje zaproszenie,  tym bardziej,  że pasjonujesz się historią i zabytkami .

                       Odezwę się jeszcze do Ciebie . Pozdrawiam serdecznie .

                                                                                                                                 

            Damian

           

          autor - Damian M. klasa Va                                                                                                                           

           


           

                            Żychlin, dn. 10/04/2013r.

                                                        Droga Anno!

           

               Na wstępie mojego listu bardzo serdecznie Cię pozdrawiam i mam nadzieję, że na przekór zimowej aurze jesteś zdrowa i w dobrym nastroju.

               Podczas ostatniej naszej rozmowy zaprosiłem Cię do odwiedzenia mojego miasta. Poprosiłaś mnie wówczas o to, abym napisał Ci kilka słów o Żychlinie, jego historii i ciekawych miejscach. Dlatego też postanowiłem wywiązać się z danego słowa.

               Żychlin to miasteczko położone prawie w samym sercu Polski. Przepływa przez nie rzeka Słudwia, na brzegach której licznie gromadzą się dzikie kaczki. Są naprawdę przepiękne i w dodatku oswojone. Mieszkańcy dokarmiają je bez przerwy, więc przyzwyczaiły się do naszej obecności. To ulubieńcy małych dzieci. Aktualnie prawie stopniał śnieg, więc łatwiej jest dostrzec pierwsze oznaki wiosny. Przyleciały też bociany i robi się naprawdę coraz ładniej w moim mieście.

               Nie będę pisał o historii miasteczka dlatego, że zaplanowałem wizytę w Towarzystwie Miłośników Historii Żychlina. Tam dowiesz się wielu fascynujących rzeczy i ciekawostek o moim mieście.

               Jednak na szczególną uwagę zasługuje zamek, który znajduje się w Oporowie.To późnogotycka rezydencja obronna, jedna z nielicznych w Polsce. Jest położona w niesłychanie malowniczej scenerii. Otacza ją niewielki lasek, a tuż obok znajduje się jeziorko. Są tam liczne dróżki, drewniane mostki i ławeczki dla spacerowiczów. Moim zdaniem nie ma nic lepszego niż wypoczynek w takim miejscu.

               Wiem też, że lubisz zwiedzać kościoły i stare cmentarze. W Żychlinie mamy piękny kościół, którego powstanie datuje się na 1331 rok. Przechodził on niezwykle koleje losu, był spalony przez Krzyżaków, później odnowiony. Na pewno jego historia Cię zainteresuje. Niedaleko mojego domu mieści się niewielki cmentarz żydowski. Zachowały się tam tabliczki nagrobne, a najstarszą datuje się na 1830 rok.

               Mógłbym tak pisać bez końca o moim miasteczku. Jest to wyjątkowe miejsce. Oprócz zabytków znajdują się tu parki i skwerki, na których można odpocząć, a jednocześnie zachwycać się otaczającą nas przyrodą. W centrum mamy przytulne kawiarenki, a nawet niewielką galerię, mieszczącą się w jednej z kamienic. Na wypadek upałów można ochłodzić się przy nowoczesnej fontannie, która wieczorami jest fantastycznie oświetlona.

               Mam nadzieję,że zachęciłem Cię do zwiedzenia mojego miasta. Obiecuję, że wrażenia będą niezapomniane. Jeszcze raz serdecznie Cię zapraszam.

           

           

                                                          Pozdrawiam gorąco !

                                                                                                                                                                                                               Adam

          autor: Adam B. klasa Va


           

          Żychlin, dnia 10.04.2013r.

                                                                                                                

           

          Drogi Michale!

           

           

                  Jak tam u Ciebie? Chciałbym Cię zaprosić do zwiedzania mojego regionu. Będzie fantastycznie! Zobaczymy różne ciekawe zabytki. Wiem, że będziesz u mnie cały tydzień. Postaram się, byśmy tych siedmiu dni nie spędzili przed telewizorem.

                 W Polsce nie ma zbyt wielu ciekawych zabytków zauważalnych na skalę światową. Mam takie szczęście, że w moim regionie jest właśnie taka rzecz. Pierwszy na świecie most spawany znajduje się w Maurzycach. Został wybudowany w 1929 roku, więc w tamtych czasach był to najnowszy cud techniki. Przy jego projekcie pracowali Polacy: Stefan Bryła i Władysław Tryliński. Nie zastosowano starej metody, nitowania, tylko spawania ze sobą części tego mostu. Wskutek tego udało się ograniczyć masę z siedemdziesięciu ton do pięćdziesięciu sześciu.

                   Czy słyszałeś o zamku w Oporowie? Jego założycielem był biskup kujawski Władysław Oporowski. W pierwszych latach swojego istnienia stała tam rycerska wieża mieszkalna. Została wzniesiona na początku XV w. na sztucznej wyspie usypanej na jednej z odnóg Słudwi. Ciekawe, co? Znacznie później dobudowano resztę, czyli budynki mieszkalne otaczające brukowy dziedziniec i mury obronne oraz półokrągłą basztę z kapliczką na piętrze.

          Warte zobaczenia są także żychlińskie zabytki przyrody. Jeden z nich jest przy kościele. To lipa drobnolistna. Na wysokości 1,3 metra ma obwód 205 centymetrów, a cała mierzy 20 metrów. Z kolei dąb „Wojtek” szypułkowy przy zakładzie EMIT na wysokości 1,3 metra ma obwód 290 centymetrów, a cały ma wysokość 18 metrów.

          Serdecznie Cię pozdrawiam i muszę już kończyć. Mama woła mnie na kolację.

           

          Andrzej      

          autor: Andrzej G. klasa Va         


           


          "Świat to wielka tajemnica"

           

           Czy wy dzieci wiecie

          jak dziwnie jest na świecie?

          Pełen tajemnic jest nasz świat,

                                   

          kto je pozna, ten jest chwat.

           

           Ciekawą jest dla nas rzeczą

          dokąd się mrówki tak ciągle spieszą.

          Rzecz to niezwykle interesująca

          i nieopisana jeszcze do końca.

           

          Dokąd tak biegniecie mróweczki małe?

          Z tego wysiłku bolą was nóżki całe.

          W pyszczkach wciąż dźwigacie

          budulec ku swej chacie.

           

          Ciężka to praca i wysiłek wielki

          ciągnąć z wielkim trudem igiełkę do igiełki.

          To wysokie, ogromne mrowisko

          To mrówczego rodu skupisko.

           

          Budowla ta każdego zachwyca.

          Jak żyjecie wewnątrz to wasza tajemnica.

          Kto stoi na czele waszego mrowiska,

          tak mądrze rządzi, pomysłami tryska?

           

          Budować wieżowiec to ciężkie zadanie,

          nawet dla człowieka trudne  wykonanie.

          Pomysłowe mrówki jak wy budujecie,

          że w czasie ulewy w domku nie mokniecie?

           

          Jest was bardzo dużo w tej waszej rodzinie,

          musi być tam zgodam, czas przy pracy płynie.

          Kto karmi, dogląda, wychowuje dzieci?

          czy w waszym mrowisku też słoneczko świeci?

           

          Nieraz przez ciekawość niegrzecznych dzieci,

          z trudem budowane mrowisko sie rozleci,

          gdyż dzieci grzebiąc bezmyślnie patykiem,

          niszczą budowle i cały dobytek.

           

          I znów zaczynacie pracę od nowa,

          by poprawić zniszczenia, wszystko odbudować.

          Pracowitość wasza ludzki szacunek budzi,

          może byc przykładem dla nas - ludzi.

                                                                Autor: Asia U.